Ten tekst przeczytasz w 4 min.
od siebie słów kilka
Kolejny dzień złombol 2014. Francja pobudka, pogoda nie nastraja, ponieważ zaczęło padać. Mimo wszystko trzeba jednak coś zjeść, i ruszyć w dalszą drogę. Na dzisiaj zaplanowane jest cel konieczny czyli pokonanie trasy Marsylia Lloret del Mar. Orientujemy się jednak szybko że kończy się nam jedzenie. Zwłaszcza pyszne mięsne puszeczki, a to dopiero 4 dzień podróży. Postanawiamy więc poszukać jakiegoś sklepu najlepiej marketu by we Francji po taniości uzupełnić zapasy. Znajdujemy jakiś sklep przy drodze, w zasadzie dużo Market i pełni nadziei wchodzimy coś kupić. Szybko zauważamy, że na niewiele nas stać. Po chwili poszukiwanie znajdujemy jakąś najtańszą puszkę, prawdopodobnie z mięsem ponieważ narysowana jest na nim kaczka. Pakujemy więc tą kaczkę do koszyka oraz popularne francuskie bagietki mając nadzieję na doskonałe śniadanie we francuskim stylu. Po otwarciu puszki spotkał nas jednak niemiłosierny zawód ponieważ w środku była jakaś Fasola z kością. Trudno postanawiamy jednak to spróbować i najwyżej zajeść bagietką. Niestety zawartość puszki okazała się kompletnie niejadalna i wylądowała ona w koszu.
Mimo zawodu, ale posileni świeżą bagietką odpalamy babcię i jedziemy dalej. Po kilku godzinach zaczynamy zbliżać się ku granicy a naszym oczom zaczynają ukazywać się piękne Pireneje. Góry prezentują się naprawdę majestatycznie cieszymy więc oczy, ponieważ żołądki są dalej puste. Nie nastręcza zbytnich problemów, ponieważ jedziemy głównie szeroką doliną.
Pora ciekawostka spotyka nas tuż przed samą granicą gdzie Zatrzymaliśmy się na sikanie, ponieważ za nami zatrzymuje się kierowca hiszpańskiej ciężarówki. Potem zaskoczeniem dla nas było to że kierowca ten jest Polakiem. I postanowił się zatrzymać ponieważ niesamowicie zaskoczył go widok Skody Favorit tmy regionie. Ucinamy sobie krótką i przyjemną pogawędkę z kierowcą którą można by podsumować krótko. Nieźle nas pogrzało że takim wozem przekulaliśmy tyle kilometrów.
Viva La Espania
Na granicy francusko-hiszpańskiej spotyka nas kolejne spore zaskoczenie, ponieważ w Schengen Nie spodziewaliśmy się kontroli. A tu nagle naszym oczom pojawiają się hiszpańscy żołnierze i policjanci uzbrojeni w długą broń oraz psy. Przetrzepują kilka samochodów przed nami do nas jedna godzina się tylko o uśmiechają i każą nam jechać dalej.
A robiąc kolejne kilometry zauważamy, że zaczyna coś nieźle śmierdzieć i nie jest to zapach palącej się elektryki w samochodzie. Po otwarciu szyb Wszystko staje się jasne. Hiszpania śmierdzi kupą. Zapach ten ciągnie się kilkanaście kilometrów, Jedno jest pewne wiedzą Jak nawozić swoje pola.
Po drodze w celach edukacyjno-krajoznawczych zatrzymujemy się jeszcze miejscowości Bàscara. To taka niewielka miejscowość odwieszona dookoła flagami katalońskimi. Widać miejscowi nie za bardzo czują się hiszpanami i dlatego manifestują wszem i wobec, że króla mają w poważaniu. Po krótkim zwiedzaniu i zrobieniu kilkunastu zdjęć ruszamy dalej, ponieważ droga Marsylia Lloret del Mar nie zrobi się sama.
Metaaaa … metunia 😀
Po poganie pokonaniu kolejnych 70 km dojeżdżamy do upragnionej mety. Nadmorski kurort Wita nas całkiem przyjemną ciepłą pogodą, ale nie pełnym słońcem. To może i dobrze bo byśmy się uprażyli w tym samochodzie. Nawigacja oczywiście nie do końca wie gdzie mamy dojechać zresztą w Hiszpanii z Google’a Nie skorzystamy bo za drogo. Bijemy się więc po uliczkach i w końcu w pewnym momencie rzuca się nam w oczy nasz docelowy kemping. Poznajemy go, ponieważ przed wyjazdem stoi kilka złomboli. Dopada nas niesamowita radość szczęście z zachwyt i przede wszystkim samouznanie 😉 Cieszy nas również fakt, że na drodze Marsylia Lloret Del Mar ani razu nie zgubiły się nam hamulce. To dobry prognostyk na przyszłość 😉
Po zameldowaniu się i wjechaniu na miejsce w którym będziemy się rozbijać z namiotem wyciągnęliśmy co nieco zapasów z naszego bagażnika postanowiliśmy się w dniu dzisiejszym nie ograniczać 🙂