Ten tekst przeczytasz w 4 min.
co się działo na mecie
Meta w Lloret del Mar na zakończenie Złombol 2014 to była nasza pierwsza w historii osiągnięta meta tego kultowego rajdu. Wrzesień, upały, atmosfera wakacyjnego kurortu – no, raj na ziemi! Babcia spisała się całkiem nieźle, choć problemów z hamulcami, chłodzeniem czy chwilowymi smrodami nie brakowało. Ale co tam, meta! Widoki po drodze – pierwsza klasa, przygody – pierwsza klasa, a impreza na mecie? Bezapelacyjnie najlepsza. Wreszcie mogliśmy się wyciągnąć w pozycji horyzontalnej w namiocie i spać na płasko – taka mała rzecz, a cieszy! Do tego jedzenie było „normalniejsze” niż puszki z fasolą – sami nie wiedzieliśmy, co nam sprawiało większą radość.
Kemping, czyli złombolowy raj
Nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać na mecie. Pierwszy Złombol, brak doświadczenia, a oczekiwania? Właściwie nie mieliśmy żadnych. I tu zaskoczenie! Organizatorzy, czyli niezastąpieni Martyna i Janek, przeszli samych siebie. Kemping był świetny – czyste toalety, dużo przestrzeni, no i mnóstwo pozytywnie zakręconych ludzi. Fakt, że do morza było trochę daleko, ale kto by się tym przejmował, skoro alejka, w której rozbiliśmy namiot, roiła się od fajnych załóg? Szybko znaleźliśmy wspólny język, co prawda bez napojów wyskokowych na początku, ale umówmy się – to nie trwało długo.
Impreza na mecie – jak z legend
Kiedy mówimy „impreza na mecie”, to mamy na myśli prawdziwą petardę. Wielka scena, DJ, światła, muzyka i ponad tysiąc osób w doskonałych nastrojach. Co chwilę obok przewijały się kolorowe fury złombolowe, co wzbudzało zachwyt nawet wśród miejscowych. Atmosfera była niesamowita – bawiliśmy się do białego rana. Ciekawe, jak to wszystko znosili inni goście kempingu? Możemy się tylko domyślać, że ich doświadczenia były nieco inne niż nasze.
Nie brakło też emocji na trasie. Ekipy, które docierały na metę w późnych godzinach, były witane z owacjami – atmosfera wsparcia i wspólnoty była wyczuwalna na każdym kroku.
Przykry incydent
Niestety, jak to bywa przy tak dużych imprezach, nie wszystko było różowe. Jednym cieniem na tej idealnej zabawie był incydent, o którym krążyły wieści wśród ekip. Ktoś przesadził z alkoholem, włączył mu się agresor, i cała sytuacja wymknęła się spod kontroli. My takich zachowań absolutnie nie tolerujemy i mamy nadzieję, że osoby odpowiedzialne poniosły konsekwencje. Nie czarujmy się alkohol towarzyszy Złombolowi, ale zawsze z głową – tego się trzymajmy.
Drugi dzień w Lloret de Mar
Po tej niesamowitej imprezie pierwszy dzień na mecie zapisze się w naszych wspomnieniach na zawsze. Co ciekawe, mimo intensywnej zabawy, drugi dzień rozpoczęliśmy całkiem rześko – choć oczywiście z samego rana nikt nas z namiotu nie wyciągał. Śniadanie, mała drzemka regeneracyjna i dopiero po południu postanowiliśmy wyjść na miasto.
Samo Lloret de Mar okazało się typowym wakacyjnym kurortem – masa turystów, sklepy z pamiątkami, no i oczywiście piękna plaża. Może nie była to najpiękniejsza miejscowość, jaką widzieliśmy, ale klimat był niesamowity. Spacerowaliśmy uliczkami, podziwialiśmy widoki, a wieczorem wróciliśmy na plażę z piwkiem, by na spokojnie celebrować nasz sukces.
Siedząc na piasku, rozmyślaliśmy o całej trasie, przygodach i tym, że udało się nam dotrzeć do mety – i to w naszym pierwszym Złombolu. Wiedzieliśmy jednak, że następnego dnia trzeba będzie się spakować i rozpocząć drogę powrotną. Planowaliśmy wrócić do Polski na czas finału Mistrzostw Świata w siatkówce, gdzie Polacy mieli zagrać w Brazylią.
Podsumowanie
Pierwszy Złombol to dla nas ogromny sukces. Udało się dotrzeć do mety, choć nie brakowało wyzwań. Były problemy z hamulcami, chłodzeniem, a nasza Babcia nie jest przecież demonem prędkości. Ale daliśmy radę! Co więcej, po tylu dniach wspólnej podróży nie pozabijaliśmy się nawzajem – a to już coś, bo choć znaliśmy się wcześniej, nigdy nie spędziliśmy razem tyle czasu w zamkniętej przestrzeni.
Organizatorzy również zasługują na ogromne brawa. Meta w Lloret del Mar była naprawdę w pytę. Z ograniczonym budżetem udało im się stworzyć coś, co przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Meta w Lloret del Mar była świetnie zorganizowana, a cała atmosfera rajdu sprawiła, że już wtedy wiedzieliśmy – to nie będzie nasz ostatni Złombol. Czekaliśmy tylko na powrót i kolejne wyzwania, które miały nas czekać w przyszłości.