Luźne Gacie Bez Suwaka

#złombol #podróże #turystyka #motoryzacja

"Turyści nie wiedzą gdzie byli, podróżnicy nie wiedzą gdzie będą"Paul Theroux

ZłOMBOL 2018, Cărbunești – Wodzisław Śl. VIA. Transalpina

Ten tekst przeczytasz w 4 minutę/y

ZŁOMBOL 2018 CĂRBUNEȘTI WODZISŁAW ŚLĄSKI

Rumuńskie ciekawostki

ZŁOMBOL 2018 CĂRBUNEȘTI WODZISŁAW ŚL. Wstajemy rano  na parkingu pod szpitalem w CĂRBUNEȘTI, pogoda bardzo ładna, słoneczko śmiało zagląda nam przez okno samochodu.  Po długiej trasie dnia poprzedniego podczas noclegu w samochodzie w naszych głowach zrodził się pomysł, że zjedzmy sobie świeże pieczywo, jakiś jogurcik, bądź też inne pyszności na śniadanie. Wracamy do miasta znajdujemy sklep, robimy zakupy wychodzą nawet tanio.  Przy okazji poznajemy sympatycznych lokalsów, podziwiamy pseudo domo-zamki romskich królów mając przy tym z tego niezła bekę, cóż taka kultura. 

Po śniadanku odwiedzamy jeszcze lokalną cerkiew, gdzie odbywają się jakieś dziwne obrzędy.  Pop z kadzidłem biega wokół stolika, na który co jakiś czas jakiś z mieszkańców przynosi jakieś płody rolne, w rogu śpiewa chórek a capella, a spora część ludzi głównie starszych modli się w różnych miejscach kościoła.  Całość nie przypomina niczego co znamy z naszych rzymskokatolickich kościołów.  Po poznaniu zwyczajów miejscowych zbieramy się w dalszą drogę.

Transalpina

Plan na dziś – przejechać Transalpinę i zajechać jak najbliżej Wodzisławia.  Droga spokojna i pusta przez małe kolorowe wioski, wioseczki, ale widzimy że zbliżamy się do podłoża Karpat i droga zaczyna się wznosić.  Droga dobra, szeroka, dobrze oznaczona po prostu pięknie, choć początkowo widoków żadnych, bo wszystko zasłania las.  Po pewnym czasie zaczynają się piękne widoki. Widoczność dobra, widać daleko, można podziwiać.

Jest tutaj pięknie, inaczej niż na drodze transfogarskiej, ale to nie znaczy że gorzej. Po drodze znajdujemy  parking z pamiątkami oraz lokalnymi buteleczkami z napojami wyskokowymi. Robimy małe zaopatrzenie w pamiątki. 

Jedziemy dalej – im dalej tym piękniej. W pewnym momencie po minięciu jednej z licznych małych wiosek na trasie zatrzymujemy się i przygotowujemy posiłek. Tradycyjne puree ziemniaczane i herbatka.  Posiłek w takich okolicznościach przyrody to niesamowita sprawa,  podziwiać by się chciało bez końca, jednak jedziemy dalej…. W końcu jest szczyt Przełęczy oznaczony niewielką tablicą na skale, zatrzymujemy się na 5 minut, podziwianie widoków, zdjęcia pamiątkowe i zabieramy się za zjazd. 

Na zjeździe zatrzymujemy się, gdyż naszą drogę przecina pół dzikie chyba stado osłów.  Chętnie robią sobie z nami zdjęcia, szukają czegoś do zjedzenia, ale niestety nic nie mamy więc rezygnują i odchodzą. Jedziemy dalej. Przejazd przez Transalpinę zajmuje nam niesamowicie dużo czasu, jest już późne popołudnie, a liczyliśmy, że o tym czasie będziemy już przed Węgrami. 

Do odcinki

W drodze po raz kolejny dopada nas głód szukamy jakiegoś miejsca co by zrobić sobie solidny duży posiłek, żeby na dużą część nocy nam starczył. Odpalamy mapy znajdujemy restpoint turystyczny  i jedziemy tam, zadupie jakich mało,  cywilizacji brak, drogi brak, ale jest restpoint.  I to kurna zaskoczenie takie, że wywaliło nam skale zaskoczenia. Pięknie przygotowane miejsce w którym można sobie coś ugotować usiąść całkiem kulturalnie. Jest dostęp do wody ze strumyka, jest kibelek i teraz najlepsze – w wiacie stoją meble łóżko i fotele. Pełen komplet sztućców i naczyń, przygotowane miejsce na grilla, razem z drewnem i to wszystko sobie stoi tak stoi niepilnowane przez nikogo. U nas coś takiego postałoby dzień, góra 2 dni. Po posiłku  przygotowanym przez naszego mistrza kuchni – ciśniemy.

Już noc, granica z Węgrami,  kontrola graniczna więc czekamy.  Wysiadamy z auta, wyłączamy je i sobie lekko pchamy przez prawie dwie godziny, aż przychodzi nasz czas na odprawę.  Na kontroli granicznej tylko na nas patrzyli i kazali spierdalać,  gdyby Węgrzy każdego tak puszczali tego korka by nie było.

Północ, zaczyna kończyć się gaz, szukamy stacji, bo wiemy że przy autostradach nie ma ich za dużo. Postanawiamy zjechać więc do Budapesztu, może to tu znajdziemy jakąś całodobową stację LPG.  Ponieważ Google nie za bardzo ogarnia podjazd do stacji na Węgrzech krążymy wokół niej przez dobre 30 minut. Stacja jednak wynagradza nam to czymś czego jeszcze nie widzieliśmy – automatyczna pralnia dla psów,  fantastyczna technologia Węgierska. 

Wszyscy zmęczeni, ale jedziemy dalej. Słowacja jakoś przelatuje, nieśmiało szukamy miejsca na jakiś nocleg.  Ponieważ Polska się zbliża uznajemy że nie warto już nocować,staramy się dojechać.  Godzina 7:30 Wodzisław,  zmęczeni jak koń po westernie, ale szczęśliwi, jacyś tacy wyluzowani.  Kolejny sukces. Spotkamy się za rok. 🙂

TRASA

Galeria zdjęć z TRASY


Log in   /   Polityka prywatności   /   ZLOMBOL OFFICIAL   /   EUVIC   /   SAIMON-DESIGN   /   INDEX   /   KONTAKT


Theme by Anders Norén Improoved by LUŹNE GACIE BEZ SUWAKA

© 2018-2024 Luźne Gacie Bez Suwaka

-
UstawieniaPolityka prywatności