Ten tekst przeczytasz w 3 min.
od siebie słów kilka
Dzień startu Złombol 2018 zaczął się dla nas o godzinie 7:00 rano. Pakowanie ciągłe dokrętki z wypadającym zapłonem, który męczy babcię od jakiegoś czasu. Godzinę przed startem w Katowicach ciągle jesteśmy w Wodzisławiu i część układu zapłonowego jest dalej na wierzchu. Niechętnie podejmujemy decyzję o tym, że startujemy z Wodzisławia, a nie z Katowic. W sumie bliżej do Grecji, ale jednak przykro.
Przed 13:00 startujemyna Złombol 2018. Cel na dzień 1 zajechać jak najdalej, jak najbliżej trasy Transfogarskiej. Po przejechaniu nie więcej niż 30 km na Słowacji babcia strzela z gaźnika po raz pierwszy, czego efektem jest wywalony korek wlewu oleju. Na nasze szczęście nie wypada na drogę, ale sytuacja wprowadza poddenerwowanie za wyjątkiem Marcina, który jak zwykle w takich sytuacjach ma pełen luz. Kolejne 30 km kolejny strzał, korek na zewnątrz, w sumie nie jest źle przerwa na sikanie.
Na słowackiej autostradzie doganiamy pierwsze złombole, pozdrowienia klaksonem i jedziemy dalej. Na autostradzie bez wielkiego obciążenia babcia z gaźnika nie strzela, jest dobrze. Przed węgierską granicą dopada nas ulewa, że nie widać końca maski więc jedziemy na węch. W tym deszczu zjeżdżamy na stację tankujemy, a za nami ustawiają się przyjaciele z 5 biegu. Jest radość, wiemy, że Złombol będzie dobry, zwłaszcza że koledzy jadą tą samą trasą co my.
Na Węgrzech okazuje się że babcia zaczyna strzelać z gaźnika nawet i bez obciążenia dlatego kilkukrotnie na obwodnicy Budapesztu zatrzymujemy się i wkładamy korek ponownie. Ostatnim razem stojąc na autostradzie przywiązujemy go jak Pan Wiesio z Blok Ekipy na Szkota. Ewentualne szukanie korka po ciemku na autostradzie wydawało się nam pomysłem niezbyt pociągającym. W trakcie stania podjeżdża do nas gość z obsługi autostrady i zagaduje nas po węgiersku i niemiecku. My go zagadujemy po angielsku i rosyjsku. Końcowo dzięki międzynarodowemu językowi migowemu udaje się przekonać gościa, że przyklejenie korka wlewu oleju taśmą izolacyjną to świetny pomysł. Gość chyba zrozumiał, że nie potrzebujemy pomocy.
Późną nocą w końcu granica węgiersko-rumuńska, kolejka jak po flaszkę na stacji w święta. Celnik rumuński nie za bardzo rozumie koncepcję jechania Skodą Favorit do Grecji. Wiemy wiec, że jesteśmy pierwsi na tej granicy. Po zakupie winiety, strzeleniu chyba dwukrotnym z gaźnika docieramy na stację w przypadkowym mieście w Rumunii gdzie mają LPG, bo takich cudów na rumuńskich autostradach niet. Przy okazji podziwiamy kunszt rumuńskich speców od telekomunikacji, bo kabli na słupach więcej niż w Tajlandii. Dodatkowo zaprzyjaźniamy się z kunsztem rumuńskich specjalistów od gazu, gdyż cała instalacja gazowa w Rumunii to instalacja naziemna. Około 3:00 nad ranem docieramy do miejscowości Dobra, elegancko parkujemy na rynku zjadamy po kabanosie. Następnie jedno piwko na trzech i kulturalnie kładziemy się spać w babci.