Ten tekst przeczytasz w 4 min.
Co działo się na trasie
Pierwszy start w złombolu to ekscytacja i podniecenie, nie wiadomo czego się spodziewać. Na starcie złombol 2014 jest nieco ponad 400 załóg, wszyscy w pozytywnych nastrojach, które też się nam udzielają. U nas jest trochę strach, bo „babcia” jeszcze dzień przed startem płonęła przecież. Zawieramy niepewnie kilka znajomości bo przecież, kto będzie gadał z żółtodziobami. Okazuje się jednak, że na starcie stoją w większości żółtodzioby, ponieważ złombol nigdy nie był taki wielki. Przejazd na trasie Katowice – Grado w tym momencie oczywiście nie był planowany, ponieważ zakładaliśmy że zajedziemy po prostu na kemping w Wiedniu. Dokładnie tak jak przedstawiał się plan złombola.
Wybija godzina 12:00 więc startujemy z całą wielką ekipą, więc opuszczenie Katowic zajmuje nam trochę czasu. Początkowo na trasie mamy bardzo dużą niepewność, dlatego wsłuchujemy się w każdy dźwięk który wydaje babcia. Mija pierwszych kilkadziesiąt minut jazdy, samochód nie wydaje żadnych niepokojących dźwięków, to cieszy.
Pierwszych znajomych z braci złombolowej spotykamy już po przejechaniu nieco ponad 100 km. To Ekipa którą roboczą nazwaliśmy „gazownikami z dużego fiata”, ponieważ zatrzymali się na jednej ze stacji w Czechach by rozwiązać problem z LPG. Ich próba rozwiązania problemu z LPG sprowadzała się do spuszczenia gazu ze zbiornika. Jednak nasza szybka niefachowa diagnoza brzmiała: “fajną macie instalację tylko super byłoby podpiąć do niej jakieś zasilanie”. Po szybkiej przebudowie instalacji i wzięciu zasilania żarówki postojowej ruszamy w dalszą drogę. Początkowo próbujemy utrzymać tempo gazowników, ale ich fiacior jest jednak zdecydowanie mocniejszy od naszej babci. Dlatego tuż za granicą austriacką rozdzielamy się i każdy jedzie swoim tempem.
Kemping Wiedeń – omijamy
Ponieważ nie mieliśmy czasu na dokładne ustalenie planu na podróż w trakcie jazdy postanawiamy już pominąć pierwszy kemping w Wiedniu i pocisnąć dalej w kierunku drugiego kempingu w Grado. Zrodzony na szybko plan był po prostu takim by jak najszybciej znaleźć się nad morzem, więc jak postanowiliśmy tak zrobiliśmy. W tym momencie plan czyli przejazd na trasie Katowice – Grado nie wydawał się już czymś nierealnym. W czasie nocnej jazdy autostradami austriackimi kilometry uciekały bardzo pomału a babcia ewidentnie męczyła się na podjazdach. Z tego powodu często gościła u nas trójeczka, a czasem nawet i dwójeczka.
Około północy mijamy granicę austriacką-włoską, dlatego wszyscy mamy trochę gęsią skórkę Ponieważ nikt z naszej ekipy nigdy wcześniej nie był w tym kraju. Niepokoje dodatkowo pogłębiały liczne patrole włoskich pograniczników, które ewidentnie stały uzbrojone. Każdy z nas zrobił sobie rachunek sumienia czy czasem nie zabrał ze sobą czegoś co być może jest zabronione Italii. Nasze obawy wkrótce pogłębiają się stukrotnie, ponieważ jeden z tych patroli zatrzymuje nas do kontroli. Myślimy że pewnie mamy przesrane, ponieważ jak się uprą to na pewno coś znajdą że będziemy mieli do zapłacenia bardzo wysoki mandat. Oczywiście po granicy włoscy mówią tylko po włosku, więc kompletnie nie wiedzieliśmy co oni do nas mówią, a mówili bardzo długo. O dziwo po zakończeniu długiego monologu, sprawdzeniu naszych dokumentów, ot tak po prostu nas puszczają. Jedyne co zrozumieliśmy na koniec to Arrivederci.
Na kemping Dojeżdżamy około godziny 4:00, więc jest jeszcze ciemno. Nie ma więc mowy o tym aby wjechać na kemping, rozbić się i umyć. W podobnej sytuacji jak my co nas niesamowicie zdziwiło znalazło się około 2030 innych ekip. Rozpoczęła się więc delikatna impreza przed kempingiem, z niewielkimi ilościami napojów wyskokowych. Bardzo duże zmęczenie poskutkowało tym w krótkim czasie znaleźliśmy sobie wygodne miejsce w samochodzie trzy godziny przespaliśmy się na fotelach.
Przejazd na trasie Katowice grado jeszcze kilka godzin wcześniej mógłby wydawać się dla nas kompletnie odrealnionym celem i pomysłem. Okazało się jednak że złombol pozwala na realizację pozornie niemożliwych planów.