Ten tekst przeczytasz w 2 minutę/y
ZłOMBOL 2018, Dobra – Căpățânenii VIA. trasa transfogarska
Poranek
ZłOMBOL 2018, Dobra – Căpățânenii VIA. trasa transfogarska. Pobudka w Dobrej parę minut po 8:00, słoneczko ładnie świeci, ludzie całkiem obojętnie przychodzą koło nas, widać spanie w Rumunii w samochodzie oklejonym naklejkami to rzecz całkowicie normalna. Bez śniadania ruszamy dalej, po kilku kilometrach zaczyna się kolejny kawałek rumuńskiej autostrady pustej jak półki sklepowe marketu w czasie promocji. Parking przy autostradzie, wyjeżdżamy, rozkładamy się i co…. ziomale tirowcy z Polski, oraz jedna Skoda złombolowa – Pakuły Team, naprawdę przesympatyczna para. Spożywamy z nimi śniadanko na bogatości, chwalimy się, że mamy paprykarz i to nie byle jaki tylko oryginalny Szczeciński !
Podjazd
Po śniadanku jadąc w małym dwuosobowym konwoju zbliżamy się do podjazdu na trasę transfogarską. W czasie podjazdu przy obciążeniu babcia strzela z gaźnika niezliczoną ilość razy, dlatego rozdzielamy się. My podjazd musimy realizować pomału, aczkolwiek skuteczne. Po niedługim czasie oczom naszym zaczyna okazywać się trasa w pełnej okazałości. Powiem tak, tyłek urywa jak kiszone ogórki zapite mlekiem. Trasa transfogarska to naprawdę cudo nad cudami, porównywalne jedynie do kapitalnej Passo dello Stelvo.
W połowie podjazdu zatrzymujemy się, a ponieważ jest niedziela to gotujemy sobie rosół. Rosół z torebki jedzony w takich okolicznościach przyrody smakuje jak prawdziwy rosół zrobiony przez babcię z kurczaka wykarmionego własną piersią. W czasie konsumpcji dostajemy informację na CB, że przejazd przez przełęcz na szczycie strasznie zakorkowany. By nie palić sprzęgła postanawiamy delektować się widokami. W międzyczasie dogania nas na pierwszym biegu „5 bieg”, który to stracił zasilanie benzyną. Po dokonaniu tej eksperckiej diagnozy oni odjeżdżają a my delektujemy się widokami dalej.
Zjazd
W międzyczasie poznajemy nowych znajomych ze złombola znanych jako Polokopter, z którymi jak się później okazało będziemy wspólnie spędzali noc śpiąc w pozycji horyzontalnej i co ważne na prawdziwym łóżku, takim z poduszkami. Po niespiesznym przejechaniu przez szczyt przełęczy, pomału rozpoczęliśmy zjazd. Widoki naprawdę nie do opisania na całej trasie. Po raz kolejny muszę zgodzić się z Clarksonem, że to prawdopodobnie najpiękniejsza trasa w Europie. Cud miód i orzeszki jak to mawia klasyk. Na końcu zjazdu zjeżdżamy się z ekipą Polokoptera oraz ekipą Wojtasa. Znajdujemy randomowy nocleg dla ośmiu osób. Pakujemy przed pensjonatem, prysznic, herbatka, kolacja, wiśnióweczka, a potem prawdziwe czyste łóżko.