Ten tekst przeczytasz w 4 min.
co się działo na trasie
Dzień trzeci Złombola 2015 zapowiadał się spokojnie, z umiarkowanie krótkim dystansem do pokonania. Naszym celem było Bormio, oddalone od Como o około 320 km, które miało być naszą bazą przed wymagającym podjazdem na Passo dello Stelvio. Jednak nasza nocna impreza z ekipą Boomboxa znacznie zmodyfikowała plany. Pobudka była nietypowa – obudziły nas… syreny włoskich carabinierii.
Poranne odwiedziny carabinierii
Gdy ledwo otworzyliśmy oczy, pod naszym samochodem stali już panowie w mundurach. Ewidentnie nie byli zachwyceni naszą obecnością, szczególnie po nocnych hałasach. Pytali, co tu robimy, dlaczego jesteśmy tacy głośni i co się stało z pozostałymi osobami, które podobno były z nami w nocy. Sami byliśmy zdziwieni – ekipa Boomboxa prawdopodobnie ewakuowała się chwilę przed ich przyjazdem, zostawiając nas na „polu walki”.
Komunikacja z carabinieri była… wyzwaniem. Panowie mówili tylko po włosku, a my ograniczyliśmy się do pokornych min i krótkich zdań w języku angielskim, które nie przynosiły rezultatów. Jeden z funkcjonariuszy zajął się telefonowaniem, drugi z ciekawością oglądał babcię, jakby była eksponatem muzealnym. Po kilkunastu minutach rozmów, gestów i westchnień, kazano nam odjechać „jak tylko wytrzeźwiejemy”. Była godzina 9:00 rano, a alkomat mówił że szybko nie wyjedziemy.
Zwiedzanie Como
Postanowiliśmy ten czas wykorzystać na zwiedzanie Como. Oczywiście za zwiedzanie Wziąłem się z Pawełkiem ponieważ Marcin postanowił pilnować samochodu ;). Ta urocza miejscowość urzeka malowniczymi, wąskimi uliczkami i spokojnym rytmem życia. Największym magnesem turystycznym jest oczywiście jezioro Como, które prezentowało się niesamowicie w porannym słońcu, odbijając otaczające je wzgórza. Spacerując, zaczęliśmy czuć, jak zmęczenie powoli ustępuje, a humory się poprawiają. Dodatkowo zregenerowała nas pyszna pizza z sardynkami, którą zjedliśmy przy brzegu jeziora.
Po powrocie do samochodu przywitał nas lokalny strażnik miejski, który – w przeciwieństwie do carabinierii – okazał się przyjaźnie nastawiony. Zaintrygowany naszym pojazdem, próbował połamanym angielskim dowiedzieć się, czym jest Złombol i dokąd jedziemy. Po krótkiej rozmowie i pamiątkowych zdjęciach życzył nam powodzenia, a my zaczęliśmy przygotowania do drogi.
Droga do Bormio – korki i refleksje
Po sprawdzeniu stanu trzeźwości alkomatem ruszyliśmy w trasę około godziny 15:00. Zmęczenie poprzedniego dnia dawało się jednak we znaki, więc jechaliśmy ostrożnie i raczej powoli. Już kilka kilometrów za Como utknęliśmy w korku, który przez dwie godziny pozwolił nam pokonać raptem kilka kilometrów.
Mimo to droga przez włoskie miejscowości miała swój urok. Powoli zaczęliśmy myśleć o tym, jak babcia poradzi sobie z legendarnym podjazdem na Passo dello Stelvio. Po doświadczeniach z Julierpass byliśmy dobrej myśli – przecież skoro udało się tam, to Stelvio też nie powinno być problemem.
Nocleg w Bormio
Po zmroku, w deszczu, dotarliśmy w końcu do Bormio. Zmęczeni i głodni zatrzymaliśmy się na utwardzonym parkingu w niewielkim lesie. Miejsce było malownicze, a towarzyszyło nam kilka kamperów, co dodawało poczucia bezpieczeństwa. Brakowało tu jednak toalet. No ale przecież jest las, więc każdy uzbroił się w papier toaletowy i grupowo udaliśmy się każdy pod swoje drzewko i zrobił dającą ulgę dwójeczkę.
Później pod rozłożoną markizą, ponieważ delikatnie się rozpadało, zjedliśmy kolację. Menu było proste, ale jakże smakowite: zupka chińska z Radomia, ziemniaczki z angielskiego marketu i herbatka z Cejlonu, a na deser piwko z Podlasia. Wieczór zakończyliśmy szybko – zmęczenie po wczorajszej imprezie wciąż dawało się we znaki.
Trasa Como – Bormio zajęła nam cały dzień, mimo że odległość nie była zbyt duża. Winna była zarówno nasza wcześniejsza noc, jak i warunki na drodze. Ostatecznie jednak dotarliśmy na miejsce zgodnie z planem. Babcia po raz kolejny spisała się na medal, a my byliśmy gotowi na wyzwanie kolejnego dnia – legendarne Passo dello Stelvio. Choć droga była męcząca, to wciąż cieszyliśmy się każdym kolejnym kilometrem i przygodami, które przynosił nam Złombol 2015.