Ten tekst przeczytasz w 3 min.
Co się działo na trasie
Start drugiego Złombola jak zwykle odbywa się pod katowickim Spodkiem. Tegoroczny Złombol 2015 jest trochę krótszy niż zwykle i prowadzi trasą dookoła Alp. Droga dom postanowiliśmy podzielić na pełne odcinki niekoniecznie zgodne z proponowanym oficjalnym przebiegiem drogi. W dniu dzisiejszym planujemy trasę Katowice – Monachium, z noclegiem „kulturalnie” w samochodzie. W praktyce wiedzieliśmy jednak, że nasze plany muszą się zawsze dostosować do nieprzewidzianych wydarzeń..
Do Katowic docieramy tradycyjnie spóźnieni, ale na szczęście ekipy jeszcze nie wystartowały. Żar leje się z nieba, jednak atmosfera jest doskonała – żarty, rozmowy z innymi załogami, no po prostu sielanka. Ustawiamy Babcię na końcu jednej z linii startowych, czekając na sygnał do odjazdu.
Nadchodzi czas startu. Odpalamy… i doopa. Babcia ani drgnie. Pozostajemy więc na placu, próbując znaleźć przyczynę. Szybko pada diagnoza – syndrom barceloński, czyli problemy z zasilaniem benzyną. LPG skończyło się jeszcze w drodze na start, a Babcia bez gazu najwyraźniej odmawia współpracy. Tymczasem inne załogi już dawno zniknęły z horyzontu, a bramka startowa jest zwijana. My nadal kombinujemy.
Pomocny Jaś i pit-stop w Wodzisławiu
Po kilkudziesięciu minutach szarpaniny stwierdzamy, że problem tkwi w pompie paliwa. Oczywiście zapasowej nie mamy, bo po co być przygotowanym? Na szczęście organizatorzy jeszcze są na miejscu. Nieśmiało podchodzimy do Jasia z kantyny i prosimy o hol na stację benzynową, by zatankować gaz. Tak oto rozpoczynamy Złombol 2015 na holu – stylowo i z gracją, jak zawsze.
Po zatankowaniu gazu Babcia wraca do życia, a my obieramy kurs na Wodzisław – dom Babci, czyli nasz improwizowany pit-stop. Tam czeka na nas kawa, ciasto i – co najważniejsze – pompa paliwa. Wymieniamy ją na miejscu, choć bez uszczelek, bo oczywiście zapasowych brak. Po tej akcji ruszamy w drogę, nadal z nadzieją, że dotrzemy pod Monachium. Trasa Katowice–Monachium przez Wodzisław brzmi w końcu równie dobrze, co każda inna.
Allianz Arena – bo czemu nie?
Droga przez Czechy przebiega spokojnie, choć żar z nieba nie odpuszcza. Po drodze mijamy kilka załóg, które poruszają się w tempie ślimaka, co zawsze podnosi nasze morale, bo przynajmniej kogoś wyprzedzamy. W końcu zapada zmrok, a my docieramy w okolice Monachium.
Tu pojawia się niecny plan – zrobić zdjęcie pod stadionem Allianz Arena, czyli świątynią Bayernu Monachium. Żadni z nas kibice, ale kto by nie chciał mieć takiej pamiątki? Dojazd okazuje się jednak bardziej skomplikowany niż myśleliśmy. Błądzimy po peryferiach Monachium, bo korzystanie z Google Maps jest droższe niż złoto. W końcu docieramy pod stadion i robimy kilka pamiątkowych zdjęć, które z pewnością trafią do naszego archiwum „wspomnień z trasy”.
Nocleg na parkingu
Po tej fotograficznej sesji ruszamy w dalszą drogę, ale zmęczenie daje o sobie znać. Jest już 4:00 nad ranem, więc decydujemy się na postój na jednym z parkingów przy autostradzie. Znajdujemy fajne miejsce, parkujemy i zasypiamy jak dzieci – zmęczeni, ale zadowoleni.
Trasa Katowice – Monachium (z przystankiem w Wodzisławiu) to 1200 km pełne wrażeń. Gdyby nie awaria pompy paliwa na starcie i piekielny upał, byłaby naprawdę spokojna i przyjemna. Jednak to właśnie te przygody sprawiają, że Złombol to nie tylko podróż, ale i styl życia. A my z niecierpliwością czekamy na to, co przyniesie kolejny dzień na trasie.