Ten tekst przeczytasz w 4 min.
od siebie słów kilka
Kolejny dzień Złombola 2014 zaczynamy od klasycznego dla nas już przebudzenia w samochodzie. Klimat? Typowy. Zapach kilkudniowych skarpet unosi się w powietrzu, przypominając nam, że luksusy to coś, co zostawiliśmy dawno za sobą. Mimo wszystko, humory nam dopisują. Śniadanie na szybko, tankowanie Babci i ruszamy. Plan? Niezbyt konkretny, choć nawet przez myśl nam nie przeszło, że tego dnia uda się pokonać trasę Millau – Pilzno. Ponad 1350 kilometrów – to byłoby szaleństwo, ale przecież Złombol uczy, że niemożliwe nie istnieje.
Francja centralna – widoki i odpoczynek
Pierwsze kilometry to prawdziwa uczta dla oczu. Centralna Francja zachwyca swoimi zielonymi krajobrazami. Jazda darmowymi autostradami w tej części kraju to prawdziwa przyjemność – szerokie, puste drogi, piękne widoki i ten specyficzny spokój. Co jakiś czas robimy przystanki, żeby cyknąć kilka zdjęć albo po prostu chwilę odsapnąć.
Na jednym z parkingów decydujemy się na dłuższą pauzę. Nasz mistrz patelni, Pawełek, przygotowuje coś, co zapamiętamy na długo – miksturę z różnych rodzajów makaronów i sosów. Trudno opisać słowami ten kulinarny majstersztyk. Czysta rozkosz dla podniebienia. Po takim posiłku jesteśmy gotowi na dalszą drogę.
Problemy z chłodzeniem i kreatywność złombolowa
Zrelaksowani i najedzeni, kontynuujemy podróż w kierunku Niemiec. Wszystko idzie jak z płatka, aż do momentu, gdy darmowe autostrady się kończą i zjeżdżamy na drogi lokalne. To tutaj wychodzi na jaw kolejne niedopatrzenie w przygotowaniach naszego wehikułu – wentylator chłodnicy odmawia współpracy. W temperaturze sięgającej 30 stopni Celsjusza silnik zaczyna się przegrzewać. Improwizujemy. Montujemy kabinowy wentylatorek w komorze silnika, licząc, że choć trochę pomoże schłodzić chłodnicę. Efekt? Działa na tyle, że możemy jechać dalej, ale tylko z włączonym ogrzewaniem kabiny. Przy takim upale czujemy się jak w mobilnej saunie. Ale co tam – jedziemy dalej!
Na szczęście zmrok przynosi ulgę. Niższe temperatury pozwalają nam zapomnieć o problemach z przegrzewaniem. Pojawia się jednak inny kłopot – niezidentyfikowany smród, który sprawia, że łzy same napływają do oczu.
Niemcy – sandały grozy
Wjeżdżamy do Niemiec późnym wieczorem. Na pierwszej stacji LPG postanawiamy rozwiązać zagadkę zapachu. Po krótkim śledztwie okazuje się, że winowajcą nie są moje czterodniowe skarpetki, jak początkowo sugerowano. Źródłem aromatu są sandały Marcina – prawdziwy oręż chemiczny. Po odpowiednich działaniach kryzysowych udaje się zneutralizować problem.
Po zatankowaniu Babci za kierownicę siada Pawełek. Niemieckie darmowe i szerokie autostrady to jego żywioł. Ja w końcu mogę się zdrzemnąć – zmęczenie daje o sobie znać. Marcin i Pawełek dzielnie zmieniają się za kierownicą, a ja w końcu odpływam. Chłopaki nie wiedzieli, że pokonają odcinek Millau – Pilzno.
Czechy – sen na granicy
Budzi mnie dopiero widok czeskiej granicy. Marcin wygląda jak zombie, a Pawełek, przycina komara na tylnej kanapie. Decydujemy, że nie ma co ryzykować dalszej jazdy w takim stanie. Zatrzymujemy się na pierwszym parkingu, który wydaje się spokojny. Szybka toaleta, mycie zębów, a potem wszyscy zasypiamy na kilka godzin.
Millau – Pilzno, ponad 1350 kilometrów w jednym dniu. To nasz rekord i coś, co jeszcze rano wydawało się niemożliwe. Zostało nam już tylko 350 kilometrów do Nysy, czyli rzut beretem w porównaniu z tym, co pokonaliśmy. Dzień pełen wyzwań, improwizacji i widoków zapadających w pamięć – Złombol w najczystszej postaci.
Szkoda tylko że będąc w Millau nie wiedzieliśmy że w miejscowości tej znajduje się najwyższy most autostradowy w Europie, bo chętnie byśmy sobie go pooglądali. A najzabawniejsza w tym wszystkim jest to, że spaliśmy w samochodzie 500 m od niego. Widocznie był tak duży, że go nie widzieliśmy 😄.